Moda i styl współczesnego mężczyzny

Obsługiwane przez usługę Blogger.

Kultura wyprzedaży

Photo by  Claudio Schwarz 

Jeśli jeszcze o tym nie słyszeliście, w co szczerze wątpię, już za chwilę Czarny Piątek. Święto pod sztandarem niepohamowanych i kompulsywnych zakupów wbrew zdrowemu rozsądkowi i realnym potrzebom, zwieńczone dwiema pustkami, jedną wewnętrzną i drugą, w kieszeni / na koncie / w portfelu. Jest to także moment rozpoczynający kwartał sezonowych wyprzedaży, po którym nastąpią wyprzedaże międzysezonowe, po których nastąpi kwartał wyprzedaży letnich. Jeszcze tylko międzyzesonowe wyprzedaże wczesną jesienią i znów mamy Czarny Piątek. Viva la konsumpcjon!

Zazwyczaj staram się nie kupować odzieży pod wpływem impulsu, jednak w czasie sezonowych wyprzedaży, to postanowienie wystawiane jest na ciężką próbę. Ceny wydają się tak bardzo niskie, a produkty tak niezwykle potrzebne. Zwłaszcza, że nigdy nie lubiłem i wciąż nie lubię przepłacać, a windowanie pierwotnej ceny produktu uważam za zabieg wątpliwej etycznie natury. Oczywiście wiadomym jest, że marki odzieżowe, jak każda inna firma, nastawione są na generowanie zysku i nikt nie może, ani nawet nie powinien, im tego zabronić.

Nie przekreślam też idei wyprzedaży w ogóle, okazjonalne promocje w przedziale od kilku do kilkunastu, a w pewnych okolicznościach, nawet kilkudziesięciu procent to dobra opcja by zachęcić niezdecydowanych klientów do zakupu, a przez to także do lepszego zapoznania się z marką.  Rozumiem też, jeżeli komuś od dłuższego czasu zalega na magazynie towar, który okazał się nietrafionym pomysłem i chciałby chociaż częściowo uwolnić włożone w niego środki. Wyprzedaż wydaje się w takim wypadku jedyną opcją, a produkty mają szanse znaleźć nowe domy zamiast wylądować na śmietniku.

Jednakże walka o klienta czerwonymi metkami, przekreślonymi cenami i "likwidacjami kolekcji" przybrała w ostatnim dziesięcioleciu jakąś wręcz kuriozalną formę. Tu już nawet nie chodzi o ten poziom sprytu, gdzie czeka się z zakupami do okresu wyprzedaży, tylko o taki, gdzie niczym wielcy strategowie, jesteśmy zmuszeni ocenić realną wartość produktu i oszacować kiedy i czy w ogóle, zbliży się do niej proponowana na metkach cena. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że obecnie przypomina to jakiś rodzaj wyrafinowanej licytacji pomiędzy marką i klientem, w którą zamieszana jest także nasza wewnętrzna walka o utrzymanie nerwów i zakupowych pragnień na wodzy. Co ciekawe, przegrać może tylko klient.

Często za proponowaną przez marki ceną nie idzie żadna realna wartość dla nas. Nawet jeśli jest wyjątkowo niska, to prawdopodobnie i tak jest ona dla marki opłacalna i wkalkulowana w jej zarobkową działalność. Już nawet pomijając fakt, że nijak się to ma do ceny pierwotnej, stawia to duży znak zapytania co do jakości produktu. Ciężko jest zrobić dobry produkt w "sieciówkowej" cenie, a napewno już nie w ich cenie wyprzedażowej. I nie przekona mnie tu nikt argumentem o wolumenie zamówienia w ujęciu globalnym. Od lat śledzę jakość produktów w różnych segmentach i jakość większości z nich leci na złamanie karku z sezonu na sezon, ceny nie stają się zaś bardziej przystępne.

Z drugiej strony, załóżmy że jesteśmy teraz nową marką, próbujemy wejść ze swoim produktem na rynek i nie chcemy poddać się opisanym powyżej tendencjom. Zaproponujmy uczciwe ceny i zrezygnujmy z polityki nachalnych i permanentnych obniżek. Ciekaw jestem ile na takim rynku wytrzymamy. Racjonalna cena bez magicznych obniżek nie ma zbyt wielkich szans w starciu z poczuciem zrobienia dobrego interesu. A to poczucie zaszczepiane jest nam od lat coraz głębiej i mocniej. Oczywiście istnieją marki, które rzeczywiście idą pod prąd lub chociaż starają się sprawiać takie wrażenie i nie poddają się tym tendencjom, jak chociażby nasze rodzime Sartolane, które warto promować i pokazywać jako przykład, czy też lider na rynku garniturów z wieszaka, inspirowanych klasyczną modą męską, którego w tym miejscu mimo wszystko promował nie będę.

I żeby nie było, my jako klienci także nie jesteśmy bez winy. "Posiadanie sensem życia?" głosiło uformowane w zapytanie hasło jednej z niedawnych reklam banku od topionych w stawach hulajnóg. Bardzo trafne i boleśnie prawdziwe, swoją drogą. I nie specjalnie ważnym jest, czy miało skłaniać do refleksji, czy skutecznie nakłonić do skorzystania z produktu, tym razem finansowego. To tylko kolejny z morza komunikatów, które wryły się w głowę, rozgościły w naszej podświadomości, odczarowały i rozgrzeszyły nas z tego wszystkiego, co być może od czasu do czasu nas uwierało. Daliśmy się nabrać na potrzebę ciągłych zmian w zamian za poczucie stawania się lepszym. Nie zwracamy już nawet uwagi na to, że są to obietnice bez pokrycia. Nie mamy czasu, stoimy w następnej kolejce. Tak jakby ilość posiadanych rzeczy miała wpłynąć na ilość wolnych przestrzeni wewnątrz nas samych. Patrząc na poczynania np. Gianluca Vacchi, instagramowego hedonisty i dziedzica włoskiego imperium opakowań, który w wieku 45 lat doznał epifanii, odrzucił sztućce i postanowił konsumować garściami, pustka ta wydaje się niemal namacalna. W końcu ile radości może sprawiać takie życie? Także i tu, w pewnym momencie chce się więcej.

No dobrze, trochę się na tej blogowej mównicy zagalopowałem. Wiemy już że niezbyt tu śmieszno, ale za to ciemno i straszno, pytanie czy można sobie jakoś z tym poradzić?

Podobno klienci z coraz większym dystansem i opanowaniem podchodzą do tych technik, coraz częściej zwracają uwagę na jakość, część z nich stara się dawać rzeczom także drugie życie poprzez sprzedaż i kupno w tak zwanym, drugim obiegu. Niektórzy odkopali także w katakumbach swojego wewnętrznego słownika zapomniane słowo "naprawić", ale ustalenie jego znaczenia może zająć jeszcze długie lata.

Deklaracje deklaracjami, ale ilość ludzi ogarniętych zakupowym szałem i to z jaką łatwością jesteśmy w stanie do nich dołączyć, świadczą o czymś zgoła odmiennym. Z drugiej strony, bardzo chciałbym wierzyć, że ogromne straty gigantów odzieżowych oraz nowa fala marek starających się działać w sposób zrównoważony i odpowiedzialny, to zwiastun większych zmian.

Czego przy okazji tego "święta zakupów" sobie i Wam życzę.


I piszę to ja, bloger od szmatek.


Łukasz



PS W celu poprawienia jakość kontaktu z Wami, chwilę temu wystartowała fejsbukowa grupa poświęcona tematom poruszanym na blogu oraz w mediach społecznościowych bloga OUTDERSEN, a także wszystkim tym, które w sposób bezpośredni i pośredni dotyczą męskiego stylu i mody. Link znajdziecie na górze, w bocznej kolumnie bloga.

I nie, nie tylko w ujęciu "klasycznym, pobłogosławionym". Bez kija i wapna, ale z szacunkiem i tolerancją. Masz, pytania, wątpliwości, ciekawe spostrzeżenia? To miejsce jest dla Ciebie i serdecznie Cię do dołączenia do niego zapraszam!