Moda i styl współczesnego mężczyzny

Obsługiwane przez usługę Blogger.

Granat, szarość i brąz


Granat, szarość i brąz, czyli powtórka nie tylko z odzieżowego motywu przewodniego ostatniego wpisu ale i jedno z częściej wykorzystywanych przeze mnie w ostatnim czasie, codziennych rozwiązań.

Nic na to nie poradzę, zestawianie ze sobą tych trzech kolorów sprawa mi satysfakcję porównywalną z zabawą folią bąbelkową lub też, w wersji pozostawiającej więcej miejsca dla fantazji, zrzucaniu armatury sanitarnej z dużych wysokości (?!). Oczywiście znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że jest to zestawienie "nudne zachowawcze i banalne". No cóż, tak lubię.


PŁASZCZ
Płaszcz, co zresztą widać  dobrze na zbliżeniach, jest już dość mocno wysłużonym egzemplarzem pochodzącym z jakiejś zamierzchłej kolekcji H&M i poddanym swego czasu licznym przeróbkom; m.in. skracaniu i taliowaniu. Nawet pomimo upływu czasu, który zdecydowanie nie działa na korzyść tej jednorzędowej dyplomatki o zamkniętych klapach, nie jestem w stanie się z nią rozstać. Do tego stopnia, że ostatnio zdecydowałem się na usunięcie ostatniego przeszkadzającego mi w niej elementu, który byłem w stanie zlikwidować, tj. obfitego wypełnienia ramion i ponowne, ręczne przeszycie kuli ramienia. Rezultatem tego jest coś, co zbytni optymista mógłby nazwać "pseudo spalla camicia". Pozostali być może będą na tyle łaskawi by to przemilczeć, a nawet jeśli nie, ja nadal pozostanę zadowolony z tej zmiany. 


Niestety, niespecjalnie szlachetny skład tej tkaniny w granatowo - czarną jodełkę o bardzo luźnym splocie, to coś czego już nie uda mi się raczej poprawić, w związku z tym, w kolejnym sezonie będę musiał pomyśleć o godnym następcy. Po ostatniej realizacji marki Mill's, tj, beżowo - brązowym, dwurzędowym płaszczu prezentowanym przy okazji wizyty na ostatnim Pitti Uomo, skłaniam się ku ponownemu skorzystaniu z tej opcji, ale oczywiście jeszcze dużo może się po drodze wydarzyć. 


MARYNARKA
To egzemplarz, który udało mi się wyszukać w internetowym outlecie marki Lancerto. Obecnie trafiły tam również prezentowane przeze mnie wcześniej modele, warto więc rzucić okiem, być może zostało jeszcze coś w Waszym rozmiarze.

Wg. danych podanych przez producenta tkanina wierzchnia to w 100% wełna, podszewka natomiast wykonana została z wiskozy. Oryginalnie marynarka posiadała wypełnienie ramion, które jak nie trudno się domyślić, usunąłem. Tym razem rękami Pani Krawcowej, o której wspominałem już w jednym z poprzednich wpisów, w akapicie traktującym o kamizelce (Dzień I).  Nadmiar materiału pozostały po "poduchach" został usunięty, a kula rękawa ponownie wszyta. Dzięki tym zabiegom udało się nam nieco wypłycić pachę, a co za tym idzie, zwiększyć komfort poruszania ramieniem. No w końcu to lekka marynarka codzienna, a nie ciężka galowa zbroja "pompująca" sylwetkę noszącego.


Na osobne zdanie zasługuje również sam wzór, czyli kratka przypominająca na pierwszy rzut oka, cieszącą się ponownie coraz większą popularnością Gun Club Check. W tym przypadku jednak zestawiono ze sobą pięć kolorów: granat, błękit, szarość, antracyt (ciemna szarość wpadająca w czerń) oraz czerń, a materiał tkany był w sposób przypominający bardziej kratę Gingham / Vichy. Efekt finalny jest taki, że nawet pomimo czarnej nici całkiem przyzwoicie znosi się z brązem i aż prosi się o duże ilości szarości. Co też zresztą posłusznie uczyniłem.


SPODNIE
I tu mam dylemat. Bardzo nie lubię pisać negatywnych rzeczy na temat marek, ale czasami czuję, że po prostu muszę. W przypadku marki Benevento to jest ten moment. Z każdą kolejną realizacją gryzłem się w język i bagatelizowałem ten problem, ale ostatnia sytuacja, kiedy to byłem o mały włos od "paradowania" po Florencji bez spodni, przelała czarę goryczy. Dla jasności, nie chcę uprawiać tu prywaty, ani mścić się na kimkolwiek, sam kontakt z marką też miałem do tej pory bardzo dobry (o ile udało mi się już w końcu z nimi skontaktować, rzecz jasna). Piszę to jednak, bo nie chcę mieć na sumieniu wszystkich zleceń do których Was potencjalnie zachęcam, liczę też, że sam główny zainteresowany, tj. Benevento odbierze to jako przyjacielskie wstrząśniecie, dokładnie takie jakiego sam niejednokrotnie potrzebuję, nawet jeśli zaowocuje to przyjaźnią według wytycznych niejakiego Leszka Millera., tj. "przyjaźnią szorstką". Jeśli jednak tak się nie stanie, cóż, przynajmniej pozostanę ze świadomością, że postąpiłem w zgodzie z sobą, a pod (i po) tym wpis(em/sie) rozpęta się piekło. 

Ponadto, w moim odczuciu, rolą blogera nie jest jedynie bezkrytyczne wychwalanie wszystkich zgarniętych po drodze #darówlosu oraz pisanie poemów w ramach "wpisów we współpracy", a także co jeszcze gorsze, tchórzliwe podkulanie ogona gdy jakaś opinia może zagrozić odcięciem od kranika z potencjalnymi korzyściami. Odnoszę wrażenie, że w pogoni za "profesjonalizacją" oraz komercyjnym sukcesem większość z nas wydaje się o tym zapominać, przyczyniając się tym samym do utrwalania tego stanu jako normy. Panowie Koledzy, Drogi Marki, nie czujecie, że coś tu nie gra? Na całe szczęście są jeszcze fani podawania się na tacy pod ostracyzm środowiska. Do rzeczy zatem.


Być może to odosobniony problem związany z moimi, zbyt dużymi wymaganiami oraz potencjalnie trudną sylwetką, w końcu jestem szafiarzem / blogerem, który "się napatrzył i teraz wymyśla", ale niestety jeszcze ani razu nie udało się nam zrobić spodni w stu procentach zgodnych z moimi wytycznymi lub też wymiarami. Duży wpływ na to może zresztą mieć zdecydowanie bardziej globalny problemem, to jest niemożność, choćby poprawnej, komunikacji z marką. Przyznam, że jest to na dłuższą metę irytujące, nawet w sytuacji gdy spodnie otrzymuję "za darmo". Wyobrażam sobie więc, że przy opłaconych zamówieniach, wszyscy Ci "anonimowi" zamawiający muszą czuć się wystawieni na ciężką próbę swojej silnej woli i wewnętrznego spokoju. Z całym szacunkiem, ale zamówienie spodni nie powinno wiązać się automatycznie z poszukiwaniami zen.

Nauczonym doświadczeniem związanym z zagubieniem dwóch par spodni odesłanych rok wcześniej do poprawienia, postanowiłem wszystkie ewentualne przyszłe korekty robić na własną rękę. W tym przypadku spodnie wykonane z ciemnobrązowej, wełnianej flaneli VBC nie wymagały specjalnie dużych poprawek, okazały się bowiem tylko za wąskie w udach tuż poniżej kieszeni, za szerokie w pasie i za długie (obecnie są nieco za krótkie, w najbliższym czasie ulegną "optymalizacji"). Niestety "zapomnianych zakładek" nie udało się już wyczarować.  W ramach podsumowania, jestem przeświadczony, że wszystkich tych błędów udałoby się uniknąć przy sprawniejszej komunikacji oraz że błędy te nie mają miejsca w przypadku każdego zamówienia. Czego zresztą życzę już nawet nie sobie, ale wszystkim potencjalnym przyszłym i obecnym klientom oraz samej marce, bo co tu dużo pisać, ale głupio byłoby zmarnować jej potencjał.


płaszcz i czapka - H&M // marynarka - Lancerto // golf - OVS // spodnie - Benevento // poszetka - Poszetka.com // buty - Patine.pl (Yanko)
_________________________________________________________________
 - produkty marek oznaczonych pogrubieniem otrzymałem od nich nieodpłatnie 

 

Wszystkie zdjęcia zostały wykonane przez Patiness